poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Chapter 1.

*Zooey's P.O.V*

- Tylko ciebie kocham Anabelle! - zarzekał się.
- Chyba gdybyś mnie kochał, nie pomyliłbyś mojego imienia. Jestem Miranda kotku. - odpowiedziałam mu.
- Anabelle, Miranda, co za różnica. Liczy się to że cię kocham! 
- Ehh, tylko się pogrążasz.. Żegnaj Stevie. - odpowiedziałam i obróciłam się na pięcie z zamiarem odejścia, ale on chwycił mnie za rękę i mocno do siebie przyciągnął. 
- Jeśli ja nie mogę cię mieć, to żaden nie będzie. - powiedział. Poczułam silny ból brzucha, więc spojrzałam w dół. Zauważyłam tylko, że na mojej białej sukni pojawia się plama krwi, a po chwili nie było już niczego. 
***
*beep* *beep* *beep* Słyszałam jakieś pikanie. Przypominało mi szpitalne maszyny lub coś w tym rodzaju. Ale zaczęło się to przeradzać bardziej w.. Dźwięk budzika?
*beep* *beep* *beep*
Otworzyłam oczy i wzrokiem zaczęłam szukać źródła dźwięku... Bingo! Tak jak mi się wydawało był to budzik. Raany, ale dziwny sen..
Ospale podniosłam tyłek z łóżka i poszłam do łazienki. Przemyłam twarz lodowatą wodą, co natychmiastowo mnie rozbudziło. No, chociaż trochę.. Umyłam zęby, przebrałam się w przygotowane wczoraj ciuchy i rozczesałam włosy, po czym spięłam je w wysokiego kucyka.


Wróciłam do pokoju, by znaleźć mojego iPoda, którego po dłuższej chwili znalazłam na komodzie. Na palcach zeszłam na dół i w końcu wyszłam z domu. Tak jak każdego ranka udałam się do parku, który znajdował się dokładnie naprzeciwko domu. Włożyłam słuchawki w uszy i wybrałam pierwszą lepszą piosenkę. Wypadło na Little Mix - How Ya Doin'?. No i zaczęłam biegać. Koło godziny później wróciłam do domu. Delikatnie i cichutko otworzyłam drzwi wejściowe, zdjęłam buty i na palcach zmierzałam w stronę schodów na górę.
- Aa, o jezu!.. - powiedziałam na widok cioci w kuchni. 
- Aż tak źle wyglądam? Wiem, jeszcze nie zdążyłam się uczesać czy przebrać, ale serio, aż taki koszmar? - zapytała mnie, po czym zaczęła się przeglądać w łyżce.
- Nie, nie o to chodzi. - zaśmiałam się. - Po prostu o 6 rano, to zawsze jeszcze śpisz, a tu nagle znajduje cię w kuchni, robiącą jajecznicę.. - wytłumaczyłam.
- Jakoś tak się przebudziłam i postanowiłam zrobić jajecznicę. Taką miałam ochotę.. 
- No okej, okej. To ja lecę wziąć szybki prysznic i możemy jeść. - powiedziałam i pobiegłam na górę. Prysznic był na prawdę szybki, wszystko zajęło mi zaledwie 10 minut i byłam gotowa. Wow, prawie jak nigdy.. Znaczy no, nie jestem dziewczyną, która przywiązuje bardzo dużą wagę do wyglądu, rzadko robię mocny makijaż, włosy zwykle nosze rozpuszczone lub misternie spięte w koka/kucyka i ubieram się w co mi się podoba. Nie obchodzi mnie co jest na czasie a co 'z zeszłego sezonu' itp. Ale zazwyczaj prysznic + ubranie się zajmuje mi więcej czasu niż 10 minut.. 
- No, jesteś akurat w porę, własnie zaniosłam wszystko na stół. - powiedziała ciocia lub jak woli, żeby ją nazywać Lily...
- Cudownie pachnie. Ale jestem głodna! - powiedziałam i zabrałam się do jedzenia.
- No to smacznego. - powiedziała i też zaczęła jeść.
Śniadanko mijało nam jakoś wyjątkowo cicho.. 
*
- Ugh, dobra, idę umyć zęby i idę do  s z k o ł y... - ostatnio słowo wypowiedziałam wręcz z odrazą. Strasznie nie lubiłam szkoły tutaj, nie dość, że nudne, ciągnące się lekcje, to jeszcze nie mam w niej żadnych przyjaciół. W Anglii było inaczej, lepiej.. Wiem, ze byłam młodsza, więc wszystkie przedmioty były łatwiejsze, ale nie tylko o to mi chodzi. Głównie o przyjaciół. Nie żebym kiedyś była tą super-popularną dziewczyną, ale miałam moją Annie i kilku innych znajomych i wszystko było znośne. Nie rozumiem, dlaczego tu nikt mnie nie lubi, co jest ze mną nie tak?
- Jeśli chcesz, to możesz zacząć weekend już dziś. - powiedziała Lily. 
- Na prawdę? - zapytałam ze zdziwieniem. Raczej dorośli rzadko proponują zostanie w domu tak o, bez powodu.
- No tak. Jeśli pójście do szkoły ma sprawić, że będziesz tak nieszczęśliwa, jak sposób w jaki powiedziałaś słowo "szkoła", to po co masz się tam męczyć? 
- Jesteś najlepsza! - krzyknęłam i mocno ją przytuliłam. 
- No wiem wiem. Mam fajny pomysł.. - mówiła.
- Słucham. - odpowiedziałam. Uwielbiam jej fajne pomysły bo to zawsze coś naprawdę fajnego.
- Urządźmy sobie dzień shoppingu. - powiedziała podekscytowana. To jest to! Serio fajny pomysł! Jak już mówiłam, nie jestem typem dziewczyny, która musi mieć buty z najnowszej kolekcji, ale shopping z Lily oznacza nie koniecznie tylko kupowanie. To oznacza przymierzanie śmiesznych ciuchów, robienie zdjęć z głupimi minami i ogólnie wygłupianie się. Ona jest świetna! Zachowuje się jak nastolatka, chociaż już nią nie jest. Jest moją najlepszą i zarazem jedyną (tutaj) przyjaciółką.
- Ej dobra, ale jest przed 8 rano, może jeszcze chwilkę się wstrzymajmy.. - powiedziałam. 
- No fakt. A no i do tego jestem jeszcze rozczochrana w pidżamie.. - tu zaczęłam się śmiać. Gdybym jej nie wstrzymała, poszłaby tak do miasta, przysięgam. - Dobra, wracam za chwilę. 
- Nie nie! Czekaj! - zastopowałam ją, gdy wbiegała po schodach. 
- No co? - zapytała.
- Muszę wysuszyć i jakoś ogarnąć moje włosy.. 
- No i co, zamierzasz mi teraz siedzieć w łazience i ogarniać swoje włosy, a ja mam czekać? 
- Ugh, dobra, podłączę ją sobie na korytarzu.. - powiedziałam, wywracając oczami.
- No i super. - odpowiedziała i wolnym krokiem zmierzała w stronę łazienki, więc szybko ją wyminęłam, wbiegłam do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz.
- HA, kto pierwszy ten lepszy. - krzyknęłam zza ściany.
- Nawet sobie nie żartuj! Otwieraj, ale wyważę te drzwi! - mówiła, mocno w nie waląc.
- Przecież nie  dasz rady.. - postanowiłam przeciągać moją grę.
- Młoda, nie zdążyłam jeszcze wypić kawy, więc jak obudzi się we mnie wściekłość porannej osoby, to nawet samochód dam radę podnieść.- mówiła. 
- No tak, nie chcę rozwścieczyć Pani nienawidzę-wszystkiego-i-wszystkich-przed-10-rano. Ale to nie moja wina, że tak wcześnie wstałaś w swój wolny dzień..
- Dobra, zaczynam odliczanie. 10...9...8...
- No okej okej, już otwieram! - powiedziałam i przekręciłam kluczyk.
- Pięknie dziękuję. - powiedziała, szczerząc się. 
- Pięknie proszę. - odpowiedziałam, śmiejąc się, na co tylko wytknęła do mnie język. Wzięłam suszarkę i podłączyłam ją w korytarzu, koło lustra. Porządnie wysuszyłam i rozczesałam włosy. Postanowiłam zostawić rozpuszczone. Lily jeszcze brała prysznic, więc zeszłam na dół i zrobiłam nam kawę. Zaczęłam buszować po szafkach w poszukiwaniach jakiś słodyczy. W końcu udało mi się znaleźć paczkę ciasteczek z kremem. Pogoda była piękna, więc wyszłam z kawą i ciachami na taras. Włączyłam radio i rozsiadłam się w leżaku. Jejku, jak cudownie! W Anglii taka pogoda raczej nie zdarza się zbyt często, tym bardziej w styczniu, to właśnie dlatego kocham Australię.. Podgłosiłam radio i przymknęłam oczy, rozkoszując się cudowną pogodą. Akurat zaczęło lecieć "I Miss You" by 5 Seconds of Summer, więc praktycznie lepiej już być nie mogło! Cicho zaczęłam śpiewać równo z Calumem. 
- Czy ja słyszę "I Miss You"?! - usłyszałam krzyczącą z góry Lily, która zaraz pojawiła się koło mnie. Jej ulubiona piosenka... Od razu przyłączyła się do śpiewania. Piosenka się skończyła, a my zaczęłyśmy się śmiać same z siebie.Zawsze tak jest i szczerze mówiąc, kocham to! 
- A właśnie, ma... - zaczęłam mówić, ale mi przerwała.
- Ciii, podgłoś i się zamknij! - powiedziała. Zrobiłam zdziwiona minę, ale podgłosiłam i zaczęłam się przysłuchiwać. W radiu pojawiło się ogłoszenie o "Dniu z 5sos". - Słyszałaś to?! - podekscytowała się. 
- No słyszałam. - odpowiedziałam spokojnie. 
- To dzwoń, może uda ci się wygrać! - mówiła dalej.
- Nie, nie uda. Jestem pewna, że mi się nie uda. Jeszcze nigdy nic nie wygrałam w żadnym konkursie, itp. 
- Oj no dawaj, może akurat tym razem będziesz tą szczęściara, która wygra! 
- Ym, nie, dzięki. Raczej nie jestem typem szczęściary, z resztą sama to dobrze wiesz...
- Ale pomyśl tylko o tym, co by było jakbyś wygrała! Cały dzień, tylko ty i Calum, Michael, Ashton i Luke. - powiedziała, stawiając nacisk na ostatnie słowo. Eh, wie, że Luke jest moją słabością... 
- Sama sobie dzwoń. - odpowiedziałam tylko i zaczęłam przeglądać twittera. 
- A zadzwonię! - powiedziała i wyrwała mi telefon z ręki. 
- Ej, dawaj! - krzyknęłam i wstałam z leżaka, ale Lily już zdążyła czmychnąć do domu. Zamknęła mi drzwi od tarasu tuż przed nosem i stanęła wprost na przeciwko mnie, głupio się szczerząc. - No i co, i tak się nie dodzwonisz.. 
- Jak to było? 556-0981? - mówiła, totalnie ignorując moje słowa. - Dzyyyń, dzyyń.. - usłyszałam, bo włączyła na głośno-mówiący. - dzyyń.. 
- A nie mówiłam? Nie dodzwonisz się.. - powiedziałam, kręcąc głową. 
- Halo? Tu 107FM. - powiedział głos z telefonu, na co obydwie wytrzeszczyłyśmy oczy. 
- OMG.. - szepnęła Lily, otwierając mi drzwi. - Masz, gadaj! - podała mi komórkę.
- H..halo? - powiedziałam, spanikowana.
- Hej! Jak masz na imię? - zapytał się prowadzący programu. 
- Zooey. - odpowiedziałam, czekając na dalszy ciąg wydarzeń. 
- W takim razie, Zooey, to ty jesteś tą szczęściarą która wygrała 'Dzień z 5sos'. Jak się z tym czujesz? - powiedział. O MÓJ BOŻE, ŻE CO?
- Ja.. ja.. nawet nie wiem co powiedzieć. Nie mogę uwierzyć.. po.. po prostu.. wow. wow. - jąkałam się. Ale chyba nie ma co się dziwić, w życiu bym nie pomyślała, że JA coś wygram, tym bardziej coś takiego! Usłyszałam śmiech prowadzącego i chłopaków.
- Gratulacje! - krzyknęli 5sos, na co się uśmiechnęłam i chyba trochę zarumieniłam? 
- To.. my po prostu do ciebie zadzwonimy, żeby się jakoś umówić, okej? - zapytał Michael. 
- Jasne. To w takim razie czekam na telefon. - tu jakoś dziwnie/nerwowo się zaśmiałam. - I.. dziękuję. wow.. - mówiłam, na co znów się zaśmiali. 
- Do zobaczenia! - pożegnali się i rozłączyli. Wszystkie emocje zmusiły mnie, bym usiadła. Powoli opadłam na podłogę, z otwartą buzią. To co się stało. To jest.. wow.. to nie do opisania. Nawet nie wiem co czuję. Chyba to do mnie jeszcze nie dotarło. 
- Mówiłam dziewczyno! Mówiłam ci! Aaaaa, wygrałaś dzień z 5sos, aaa, gratulaaaacje! - krzyczała ciocia, biegnąc w moim kierunku, by w końcu się na mnie rzucić i przytulić. - Zooey, jesteś tu? - zapytała, smiejąc się.
- Wow, co się własnie stało?
- A widzisz, to właśnie ty jesteś tą szczęściarą. - odpowiedziała, uśmiechając się. 

^^^^^^^^^^^^^
No i oto mamy rozdział 1. Co myślicie? Jakoś nie miałam na niego pomysłu.. 
A, i dodałam postacie, znajdziecie je w zakładce "bohaterowie" ;)
LICZE NA KOMENTARZE! :)

wtorek, 18 marca 2014

Prologue

*flashback* 19.08.2009r.
Biegłam przez 6 ulic, w deszczu, w panującym wokół mroku, tylko po to, by w miejscu docelowym, jakim był szpital, dowiedzieć się, że nie mogą mi udzielić żadnych informacji bez ustalenia tożsamości i że muszę na kogoś czekać. Rozumiem, że roztrzęsiona, przestraszona i zapłakana 13-latka nie mówi zbyt sensownie, ale tu chodzi o moich rodziców. Czy kłamałabym w takiej sytuacji? Przecież to nie miałoby zupełnie żadnego celu. Nerwowo chodziłam w kółko po korytarzu, co chwilę pociągając nosem i wycierając łzy, aż usłyszałam moje imię.
- Zooey Richardson? - powiedział jakiś kobiecy głos. 
- T..tak. - odpowiedziałam. - C..co z moimi rodzicam..mi? - pytałam. 
- Też chciałabym to wiedzieć... - powiedziała cicho. - Pozwolisz, że najpierw zadam ci kilka pytań? 
- Tak, ale kim pani właściwie jest? - zapytałam.
- Ah, no tak... Komendantka miejscowego wydziału policji, Genneve Sterch. - odpowiedziała pokazując odznakę. Ciekawe czemu nie miała munduru? No nie ważne, na pewno nie w tej sytuacji. Ja tylko chcę wiedzieć co z mamą i tatą! - Okej, to zaczynamy. Pełne imię i nazwisko? - zapytała.
- Zooey Amanda Richardson. 
- Data urodzenia? 
- 16 czerwca 1996r.
- Imiona rodziców?
- Naomi i Shane Richardson... - mówiłam załamującym się głosem. 
- Dobra, a co wiesz o tym co się stało? 
- Wiem tylko tyle, że rodzice mieli wypadek samochodowy i niedawno zostali tutaj przewiezieni. - łzy które udało mi się opanować znów zaczęły płynąc strumieniami po mojej twarzy. 
- Okej. A jak się o tym dowiedziałaś? - dalej pytała policjantka. Starałam się odpowiedzieć, ale nie mogłam się uspokoić. - Zooey, już, spokojnie, na pewno będzie dobrze.. - mówiła i mnie przytuliła. Tego się nie spodziewałam. Jakaś obca kobieta mnie przytula i pociesza. Ale w tej chwili się to nie liczyło. Potrzebowałam kogoś, bym mogła się wypłakać w jego ramię. Minęła dłuższa chwila, zanim choć częściowo się opanowałam, ale w końcu byłam zdolna do odpowiedzi. 
- Zadzwonił do mnie ktoś z tego szpitala i mi to powiedział.
- Dobre, dziękuje, to już wszystko co chciałam wiedzieć.
- Ale co z rodzicami?
- Tego własnie spróbujemy się dowiedzieć. Poczekaj tu chwilę. - poinstruowała mnie. Usiadłam na plastikowym krzesełku, podkurczyłam nogi, objęłam je rękoma i oparłam głowę o jedno z kolan. 
***
- Zooey? - usłyszałam nad głową, po 15 minutach czekania. Podniosłam wzrok by znów ujrzeć panią Genneve.
- Dowiedziała się pani czegoś? - zapytałam.
- Tak... Niestety twoi rodzice są w bardzo ciężkim stanie, właśnie są na bloku operacyjnym. Więcej nic nie wiadomo. 
- O mój boże. - schowałam twarz w dłoniach. Stół operacyjny? Bardzo ciężki stan? A co jeśli.. jeśli oni.. nie nie, nie wolno tak myśleć.
- Hej, ale zawsze pozostaje nadzieja. A nadzieja umiera ostatnia. - starała się mnie jakoś pocieszyć. To miłe, ale zbytnio nie wyszło. No bo jak można pocieszyć w takiej sytuacji? "Hej, będzie okej, najwyżej będziesz miała dwa trupy zamiast rodziców". Gosh, o czym ja myślę!? Ale z drugiej strony to o czym mam myśleć? Najlepiej chyba wcale nie myśleć.. Wróciłam do poprzedniej pozycji i czekałam i czekałam i czekałam...
*2 godziny później*
Drzwi wejściowe na blok operacyjny głośno się otworzyły, więc mój wzrok powędrował właśnie tam. Szybko wstałam i podbiegłam do doktora. 
- Co z nimi?
- A kim jesteś?
- Ich córką.
- Ehmm. Robiliśmy co w naszej mocy, ale obrażenia były zbyt duże. Nie dało się ich uratować. - powiedział słowa, które dokładnie przeanalizowałam. Koło mnie pojawiła się pani Genneve.
- No to nadzieja umarła.. - powiedziałam do niej. Upadłam na ziemię i zaczęłam płakać. Tak jak jeszcze nigdy nie płakałam. W głowie przewijały mi się różne wspomnienia. Nie chciałam uwierzyć, że to wszystko jest prawdą. To niemożliwe! Tak nie może być. To wszystko nie prawda. Dlaczego akurat ja?!
*end of flashback*

Po takich wydarzeniach trudno się pozbierać. Trudno przestać płakać. Trudno przestać o tym myśleć. Trudno przestać wspominać. Ale choć to trudne, jest to możliwe. Minęło trochę ponad trzy lata. Zmieniło się wszystko. I pomimo tego, co się stało, jestem całkiem szczęśliwa. Nie żyję jak przeciętna 16-latka, ale mimo to potrafię się cieszyć. Bo w takim nieszczęściu docenia się choćby najmniejsze rzeczy. A ja żyję według zasady, że te najmniejsze rzeczy liczą się najbardziej. Dałam radę, daję radę i się nie poddam.. Jestem Zooey Amanda Richardson, a to moja historia. 

***********
No i oto jest prolog. Co myślicie? :) 
PROSZĘ O KOMENTARZE <3

Hello there :)

Hej!
Więc cóż.. Założyłam tego bloga w sumie mając tylko jakis pomysł w głowie, ale zamierzam tu publikować opowiadanie o 5 Seconds of Summer.
Już za chwilę wstawię prolog, dodam bohaterów itp
Zapraszam do czytania i komentowania! 

Mam nadzieję, że spodoba Wam się historia i że ktoś wgl będzie ją czytał..