wtorek, 18 marca 2014

Prologue

*flashback* 19.08.2009r.
Biegłam przez 6 ulic, w deszczu, w panującym wokół mroku, tylko po to, by w miejscu docelowym, jakim był szpital, dowiedzieć się, że nie mogą mi udzielić żadnych informacji bez ustalenia tożsamości i że muszę na kogoś czekać. Rozumiem, że roztrzęsiona, przestraszona i zapłakana 13-latka nie mówi zbyt sensownie, ale tu chodzi o moich rodziców. Czy kłamałabym w takiej sytuacji? Przecież to nie miałoby zupełnie żadnego celu. Nerwowo chodziłam w kółko po korytarzu, co chwilę pociągając nosem i wycierając łzy, aż usłyszałam moje imię.
- Zooey Richardson? - powiedział jakiś kobiecy głos. 
- T..tak. - odpowiedziałam. - C..co z moimi rodzicam..mi? - pytałam. 
- Też chciałabym to wiedzieć... - powiedziała cicho. - Pozwolisz, że najpierw zadam ci kilka pytań? 
- Tak, ale kim pani właściwie jest? - zapytałam.
- Ah, no tak... Komendantka miejscowego wydziału policji, Genneve Sterch. - odpowiedziała pokazując odznakę. Ciekawe czemu nie miała munduru? No nie ważne, na pewno nie w tej sytuacji. Ja tylko chcę wiedzieć co z mamą i tatą! - Okej, to zaczynamy. Pełne imię i nazwisko? - zapytała.
- Zooey Amanda Richardson. 
- Data urodzenia? 
- 16 czerwca 1996r.
- Imiona rodziców?
- Naomi i Shane Richardson... - mówiłam załamującym się głosem. 
- Dobra, a co wiesz o tym co się stało? 
- Wiem tylko tyle, że rodzice mieli wypadek samochodowy i niedawno zostali tutaj przewiezieni. - łzy które udało mi się opanować znów zaczęły płynąc strumieniami po mojej twarzy. 
- Okej. A jak się o tym dowiedziałaś? - dalej pytała policjantka. Starałam się odpowiedzieć, ale nie mogłam się uspokoić. - Zooey, już, spokojnie, na pewno będzie dobrze.. - mówiła i mnie przytuliła. Tego się nie spodziewałam. Jakaś obca kobieta mnie przytula i pociesza. Ale w tej chwili się to nie liczyło. Potrzebowałam kogoś, bym mogła się wypłakać w jego ramię. Minęła dłuższa chwila, zanim choć częściowo się opanowałam, ale w końcu byłam zdolna do odpowiedzi. 
- Zadzwonił do mnie ktoś z tego szpitala i mi to powiedział.
- Dobre, dziękuje, to już wszystko co chciałam wiedzieć.
- Ale co z rodzicami?
- Tego własnie spróbujemy się dowiedzieć. Poczekaj tu chwilę. - poinstruowała mnie. Usiadłam na plastikowym krzesełku, podkurczyłam nogi, objęłam je rękoma i oparłam głowę o jedno z kolan. 
***
- Zooey? - usłyszałam nad głową, po 15 minutach czekania. Podniosłam wzrok by znów ujrzeć panią Genneve.
- Dowiedziała się pani czegoś? - zapytałam.
- Tak... Niestety twoi rodzice są w bardzo ciężkim stanie, właśnie są na bloku operacyjnym. Więcej nic nie wiadomo. 
- O mój boże. - schowałam twarz w dłoniach. Stół operacyjny? Bardzo ciężki stan? A co jeśli.. jeśli oni.. nie nie, nie wolno tak myśleć.
- Hej, ale zawsze pozostaje nadzieja. A nadzieja umiera ostatnia. - starała się mnie jakoś pocieszyć. To miłe, ale zbytnio nie wyszło. No bo jak można pocieszyć w takiej sytuacji? "Hej, będzie okej, najwyżej będziesz miała dwa trupy zamiast rodziców". Gosh, o czym ja myślę!? Ale z drugiej strony to o czym mam myśleć? Najlepiej chyba wcale nie myśleć.. Wróciłam do poprzedniej pozycji i czekałam i czekałam i czekałam...
*2 godziny później*
Drzwi wejściowe na blok operacyjny głośno się otworzyły, więc mój wzrok powędrował właśnie tam. Szybko wstałam i podbiegłam do doktora. 
- Co z nimi?
- A kim jesteś?
- Ich córką.
- Ehmm. Robiliśmy co w naszej mocy, ale obrażenia były zbyt duże. Nie dało się ich uratować. - powiedział słowa, które dokładnie przeanalizowałam. Koło mnie pojawiła się pani Genneve.
- No to nadzieja umarła.. - powiedziałam do niej. Upadłam na ziemię i zaczęłam płakać. Tak jak jeszcze nigdy nie płakałam. W głowie przewijały mi się różne wspomnienia. Nie chciałam uwierzyć, że to wszystko jest prawdą. To niemożliwe! Tak nie może być. To wszystko nie prawda. Dlaczego akurat ja?!
*end of flashback*

Po takich wydarzeniach trudno się pozbierać. Trudno przestać płakać. Trudno przestać o tym myśleć. Trudno przestać wspominać. Ale choć to trudne, jest to możliwe. Minęło trochę ponad trzy lata. Zmieniło się wszystko. I pomimo tego, co się stało, jestem całkiem szczęśliwa. Nie żyję jak przeciętna 16-latka, ale mimo to potrafię się cieszyć. Bo w takim nieszczęściu docenia się choćby najmniejsze rzeczy. A ja żyję według zasady, że te najmniejsze rzeczy liczą się najbardziej. Dałam radę, daję radę i się nie poddam.. Jestem Zooey Amanda Richardson, a to moja historia. 

***********
No i oto jest prolog. Co myślicie? :) 
PROSZĘ O KOMENTARZE <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz